KERATOCONUS Strona Główna


Poprzedni temat «» Następny temat
Somich w Czechach
Autor Wiadomość
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Sob Lip 25, 2015 2:06 pm   Somich w Czechach

Przez przypadek czytając o metodzie MyoRing trafiłam ze strony MyoRing Center http://www.cisis.com/en/ na czeską stronę http://www.somich.cz/cs/cenik/. Na stronie austriackiej był odnośnik do tej kliniki.
Jestem zaskoczona cenami. W Austrii podobno MyoRing 3000 euro, a w czeskiej klinice Cross wychodzi 1500zl, a MyoRing 3800pln. Czy to jest w ogóle możliwe???
Jeśli tak, to chrzanić intaksy i w ogóle polskich okulistów.

Klinika mieści się w miejscowości Karlovy Vary - bez skojarzeń :p

Napisałam do nich maila ale na razie brak odzewu. Co chwilę sprawdzam pocztę i czekam jak na zmiłowanie :( Oby się odezwali.

Dzisiaj dzwoniłam po 4 dniach braku odpowiedzi na maila. Nie idzie się z nimi dogadać ani po polsku ani po angielsku. Masakra. Nawet nie dało rady umówić wizyty. Szukam teraz kogoś kto mówi po czesku i umówi mi wizytę.

[ Dodano: Czw Sie 20, 2015 5:23 pm ]
Jestem umówiona na 06.10 w sprawie MyoRing. Po wizycie napiszę jak poszło.
 
 
MacTom 

Rok wykrycia SR: 2005
Dołączył: 24 Lip 2012
Posty: 7
Wysłany: Wto Sie 25, 2015 10:52 am   

Czesc

Mozesz napisac wiecej szczegolow na temat myOring w klinice Somich? Kto operuje? MUDr Studeny?
Maja jakies referencje w tym temacie? Szkolili sie u tworcy metody?

Pozdrawiam
 
 
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Wto Sie 25, 2015 8:08 pm   

Tak, właśnie dr Studeny będzie mnie konsultował. Dowiadywałam się od jednego z użytkowników forum, że twórca MyoRing współpracuje z tą kliniką w Czechach. Gdy będę po konsultacji napiszę co i jak.
 
 
ptaszeek

Rok wykrycia SR: 2007
Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 189
Wysłany: Śro Sie 26, 2015 9:20 am   

Dynia napisał/a:
Tak, właśnie dr Studeny będzie mnie konsultował. Dowiadywałam się od jednego z użytkowników forum, że twórca MyoRing współpracuje z tą kliniką w Czechach. Gdy będę po konsultacji napiszę co i jak.


Dynia na odwrot, to dr. Studeny wspolpracuje z twórcą MyOringa.
 
 
 
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Śro Sie 26, 2015 1:09 pm   

A to sory, ale na jedno wychodzi właściwie. Pojadę, zobaczę jak to wszystko wyjdzie i wtedy będę mogła coś więcej powiedziec.Jeszcze miesiąc do wizyty.

[ Dodano: Czw Paź 08, 2015 11:50 pm ]
Jestem już po konsultacji, którą przeprowadzał Prim MuDr Pavel Studeny (nie wiem co oznacza dokładnie ten tytuł, chyba dr n. medycznych). Najpierw standardowe badanie: pomiar ciśnienia i wady wzroku na maszynach. Do gabinetu weszłam dokładnie o czasie. Wcześniej pielęgniarka zapytała czy mam jakieś papiery od polskich lekarzy – wzięłam tylko wydruki z maszyn bez zaświadczeń i innych opisowych pierdół oraz przezornie subiektywnie opisaną po angielsku historię całego mojego życia :) (to znacznie skróciło i ułatwiło nam komunikację gdyż angielski znam tylko z filmów). Doktor i jedna z pielęgniarek mówią po angielsku i bez problemu można się było dogadać. Byłam nawet zaskoczona, że tak dobrze mi poszło i bez żadnej pomocy z zewnątrz (mieliśmy w razie czego telefon awaryjny do konsulatu czeskiego). Po badaniu w gabinecie lekarz się elegancko z nami przywitał. Potem posadzili mnie na fotel i oczywiście było czytanie. Trochę się przeraziłam że lewym okiem nie jestem w stanie niczego przeczytać. Skończyło się na liczeniu palców z niecałego metra odległości. Przy okazji mówiłam że widzę „przez mleko”i że obraz się rusza. Od razu otrzymałam odpowiedź że przy stożku to normalne (polscy lekarze twierdzili że nie ma prawa mi się nic ruszać). Potem poprosili mnie na topografię i na rozmowę z lekarzem. Pokazywał mi na monitorze, że przez te 2 lata bez jakiejkolwiek interwencji lekarzy z PL stożek wg jego oceny bardzo postąpił w lewym oku i to oko nadaje się już do przeszczepu. W prawym oku również postępuje ale nie w takim tempie. Co więcej regularnie robiona przez mnie topografia w PL pokazuje że było coraz gorzej a polscy lekarze w ogóle się tym nie przejmowali i kazali czekać. Przy okazji dowiedziałam się, że wypadek uszkodził nerwy wzrokowe (miałam badanie Gdx sprzed wypadku i po), do tego mam nietypową (anormal) budowę nerwów. Lekarze w PL musieli o tym wiedzieć i teraz dopiero wiem po co ciągle zlecali to Gdx. Ale żaden mi tego nie powiedział. Gdy tego słuchałam chciało mi się płakać, bo powiedział że moje złe widzenie może nie być spowodowane tylko stożkiem i nie może mi zagwarantować, że będzie lepiej i że za późno przyszłam. Szlag mnie trafił normalnie! Przecież przez 2 lata od czasu gdy bardzo mi się pogorszyło po tym wypadku szukałam pomocy po całej PL. Mimo wszystko powiedział, że podejmie się leczenia. Dodał też że stożek w tym wieku nie jest rzeczą normalną (nie sugerował, że polscy lekarze są do doopy jeśli chodzi o diagnostykę ale moim zdaniem są bo od 96 roku badam się regularnie co roku bo mam jaskrowców w rodzinie). MyoRing+ cross na razie na lewe oko (to do przeszczepu) i jeśli będą efekty wtedy weźmie się za prawe. Powiedział: wszczepimy pierścień i utwardzimy rogówkę. Pytałam czy cross jest konieczny bo nie widziałam sensu robienia go w oku do przeszczepu, ale dr powiedział że nie mam nic do stracenia oprócz pieniędzy i jeśli pieniądze nie stanowią problemu on się podejmie obu zabiegów. Oczywiście, że stanowią i wzięliśmy kredyt ale nie będę przecież mu opowiadać jaka bieda jest w PL. Powiedział, że przeszczep można zawsze wykonać (w razie czego). Wg niego warto spróbować. Ja zwątpiłam ale mąż mnie uparcie przekonywał że trzeba zrobić tak jak mówi dr Studeny. No więc oba zabiegi będą 26 listopada.
Niestety powiedział mi też, że MyoRing nie zatrzyma progresji choroby i (cytat dosłowny) „zmieni tylko biomechanikę rogówki” - cokolwiek to znaczy. Miałam też zrobione pole widzenia w związku z tymi nerwami wzrokowymi – wyszło ok.
Jedyna gwarancja ze strony lekarza jest taka, że nie będzie gorzej po zabiegach. Jest pewien procent ludzi którzy po intaksach i MyoRing nie mają żadnej poprawy w widzeniu – tak powiedział, ale ponieważ mój przypadek jest skomplikowany nie jest w stanie ocenić już teraz jakie będą efekty i jeśli to nie pomoże to już zostaje tylko przeszczep. Mimo wszystko chcę spróbować. Jak na razie to jedyny lekarz, który chce się podjąć mojego leczenia i nie odsyła mnie z kwitkiem.
Koszt konsultacji 1000 Czk (157 PLN)
Koszt zabiegów (MyoRin + cross) 32000 Czk (5050 PLN)
Po zabiegu rekomendują zostać tydzień w Czechach.

Trochę uwag technicznych co do pobytu w Czechach.
Dojazd do Pragi – PolskimBusem – niestety z półtorej godzinnym opóźnieniem przez korek we Wrocławiu (czas podróży powinien wynosić 11 h, a wyniósł prawie 13) – koszt 40 zł/os (uważam, że niedrogo, Intercity chciało 1300 zł !!) ale bilety trzeba zamawiać z wyprzedzeniem miesięcznym, 3 dni przed podróżą koszt byłby już 180zł/os. Jechaliśmy o 2 w nocy i tak jest chyba najwygodniej, bo człowiek trochę drzemie i czas szybciej leci. W autobusie jest niestety masakryczne wifi z którego nie da się korzystać, brak jakiegokolwiek poczęstunku przy tak długiej trasie (np. herbaty).
W Pradze przesiadka na autobus StudentAgency (czas dojazdu do Karlovy Wary 2 h, koszt 20zł/os). Autobus jeździ co godzinę, można rezerwować bilety online. W autobusie wifi o prędkości jak w domu (super), w każdym siedzeniu jest ekranik i można oglądać tv, grać w gry lub obejrzeć film w wersji angielskiej z napisami czeskimi (mieli super filmy, nawet Hobbita) albo posłuchać muzyki (dają słuchawki). Siedzenia są przypisane do biletu (numeracja) – poprosiliśmy o zamianę miejsc żeby siedzieć koło siebie, obsługa bez problemu to załatwiła. W połowie drogi steward pyta czego się napijesz - wszystko gratis (do wyboru kawa, herbata lub przepyszna czekolada z pianką). Polscy przewoźnicy powinni się od nich uczyć.
Nocleg mieliśmy w Pension Village zamówiony przez booking.com – koszt 50zł/noc/os. W pokoju minimalistycznie: łóżka, duża szafa, małe szafki przy łóżkach oraz mały stoliczek, dwa krzesła oraz tv (tylko czeskie kanały). Wspólna łazienka i mały aneks kuchenny na korytarzu – wszędzie czysto. Był to najtańszy nocleg jaki znaleźliśmy i teraz na czas operacji też tam będziemy. Nie mieliśmy żadnych wymagań więc odpowiadał nam taki standard, w końcu nie przyjechaliśmy na urlop tylko na leczenie. Przy pensjonacie, w odległości ok 20 metrów jest restauracja i market Norma (jak w Lidlu). Do kliniki z pensjonatu są jakieś 3 km, można dojechać autobusem z przesiadką lub iść pieszo. Na ulicy na której jest klinika znajduje się Hotel i restauracja u Simla ale jest drogi.
Klinka znajduje się w biurowcu, na trzecim piętrze i mogłabym ją porównać do OkoLasera w Wawie. Spodziewałam się szpitala a tutaj zonk – to mała klinika. W budynku jest restauracja, bardzo tania, obiad na dwie osoby kosztował 25 zł. Coś na kształt Flaushu w Ikei, samoobsługa, nakładasz co chcesz i idziesz do kasy.
Ważna uwaga: Czesi rozumieją polski i my też dawaliśmy radę ich zrozumieć. Kilka osób opowiadało nam nawet o ich pobytach w PL. W restauracjach, dworcach i większości sklepów obsługa zna angielski. Prawie wszędzie można płacić kartą, ale lepiej mieć parę koron np. na kibelek (10 Czk).
Praga mi się nie podobała: dużo ludzi, zgiełk i dosyć drogo jeśli chodzi o jedzenie, ale ja ogólnie nie lubię miasta. W Karlovy Wary piękne widoki, wzgórza, lasy i super powietrze oraz cisza i spokój. Jest też znacznie taniej niż w Pradze.
Na razie tyle. Jak ktoś ma jakieś pytania to walcie śmiało.

[ Dodano: Pią Gru 04, 2015 1:40 pm ]
DZIEŃ OPERACJI
30 minut przed zabiegiem Diazepam na uspokojenie. Po 10 minutach rozluźniły mi się bardzo napięte mieśnie i przestał boleć mnie brzuch (2dni przed zabiegiem masakryczne rozwolnienie i bóle brzucha- strach zrobił swoje). Gdy nikt nie widział mąż pyknął fotkę księgi operacyjnej, widniałam tam pod nr 954/2015. Przed salą operacyjną przez ok. 10 minut znieczulanie oka kilka razy kroplami. Potem czepek na głowę żeby schować włosy, coś ala fartuch i klapki na nogi. Na sali operacyjnej kozetka z taką specjalną przegródką do unieruchomienia głowy. Dokoła było dosyć sporo aparatury do zabiegów. Na twarz doktor położył mi taką zieloną szmatkę z otworem na operowane oko. Dr Studeny cały czas mówił co robi. Założył mi do oka kleszczyki które miały na celu rozszerzyć powieki - oko nie da rady mrugać ale odruch mrugania jest zachowany). Włożył mi do oka coś co wyglądało jak mały obiektyw aparatu fotograficznego. Poczułam mocny ucisk ale nie bolało. Po chwili ta rzecz zaczęła wibrować a ja odczułam rozlewające się ciepło i widziałam dziwne refleksy świetlne. Bólu żadnego. Wszystko trwało może z 10 sekund. Potem wyjął ten aparat i powiedział, że pierwsza część operacji już za nami - jest kieszonka na ring. Polał mi kilka razy oko czymś w rodzaju wody, włożył do oka jakąś łopatkę i chwilę grzebał w tej kieszonce. Potem zobaczyłam wkładanie ringu. Nie wiem czemu ale spodziewałam się, że natychmiast będę super widzieć. Nic z tego. Nie mogłam nawet za wiele się rozejrzeć bo zaraz zabrali się za crossa. Dr Studeny powiedział, że cały czas mam patrzeć w niebieskie światło i że to bardzo ważne. Przy mnie siedziała pielęgniarka i co kilka minut zakraplała mi oko żółtą mazią przy jednoczesnym naświetlaniu. Wpuścili też mojego męża ubranego jak do operacji. Cała procedura trwała 30 minut.
Przyznam, że już ledwo leżałam, trzęsła mi się głowa i latały nogi, pielęgniarka 2 razy zmieniała moją pozycję i podkładała wałek pod nogi, a mąż mówił że muszę wytrzymać. Widać było że byli przygotowani na takich pacjentów jak ja. Po wszystkim było kiepsko wstać, podnosiły mnie 2 osoby. Chwilowy zawrót głowy i już było ok. Płatność była po całej procedurze, wcześniej nie trzeba było wpłacać żadnych zadatków, tak jak w Polsce. Całkowity koszt zabiegów 35.300 Czk. Na nasze MyoRing 4007 zł i cross 1580 zł (w zależności od kursu korony). Dostałam krople Tobradex do zakraplania 5x dziennie, żadnej soczewki opatrunkowej nie zakładali ani nie zaklejali oka. Czułam się ok i nawet chwilę jeszcze pogadaliśmy, że chcemy wypis (nie mają tam czegoś takiego, dostaliśmy Protokół Operacyjny nawiasem mówiąc bardzo skąpo opisany, tylko co było robione, żadnych informacji opisowych). Widzenie bardzo złe. Mega mgła i odbicia świetle jakbym UFO widziała, jeszcze gorzej niż przed zabiegiem. Gdy wychodziliśmy z kliniki zaczęły piec mnie oczy. Tak, dobrze czytacie OCZY. Gdy lewe zaczęło masakrycznie łzawić natychmiast dołączyło do niego drugie. Łzy lały się potokiem, niczego nie widziałam i nie mogłam otworzyć oczu.
A potem przyszedł ból...

W tym miejscu radzę aby osoby, które są przed zabiegami odpuściły sobie ciąg dalszy...

Szczerze powiem że nigdy wcześniej nic mnie tak nie bolało. Wyłam w niebogłosy w autobusie. Na szczęście do pensjonatu mieliśmy tylko kawałek. Mąż mnie musiał prowadzić. Nie spodziewałam się tego bo przecież w prawym oku nic nie było grzebane. W pensjonacie mąż wewalił mnie natychmiast do łóżka i pogasił wszystkie światła. A ja tylko wyłam DAJ MI PYRALGINĘ! Przez 3 godziny wyłam jak bity pies, że po co ja to zrobiłam, jaka ja jestem głupia, Jezu jak to boli itd... Przez ten czas zjadłam 4 pyragilny i 4 metafeny po czym mąż powiedział że więcej mi nie da i już. Potem już nie miałam siły płakać tylko jęczałam jak potępieniec na torturach. Mąż miał przerąbane i mówił że tego się nie spodziewał. Potem wzięlam 2 tabletki na uspokojenie i film mi się urwał.


1 DZIEŃ PO OPERACJI
Rano się budzę, nie mogę otworzyć oka. Spuchnięte jak bania powieki. Nadal ból ale już mniejszy niż wczoraj. Prawe oko daje radę otworzyć się tylko na chwilę. Ale do wieczora dochodzi do siebie i funkcjonuję na tym jednym oku. Funkcjonuję... To chyba nienajlepsze określenie. Cały dzień leżę w wyrze w ciemnościach. Mąż ma mnie dość i cały dzień siedzi w internecie gdzie znajduje jakąś fachową opinię dlaczego prawe oko tak dziwnie się zachowywało. Krótko mówiąc wytłumaczone tam było, że oczy działają jak naczynia połączone i dlatego też łzawiło i przyjęło część zachowania oka lewego. Dziwna sprawa, naprawdę... Wieczorem idziemy 15 metrów na późny obiad (restauracja zupełnie przy pencjonacie), kelnerka życzliwie pyta czy ktoś mnie pobił. Po powrocie mąż cyka mi kilka fotek. Oko wygląda rzeczywiście jak u boksera i wyszedł siniak na górnej powiece. Przez cały dzień zażyłam 2 pyralginy i 2 metafeny. Nie wiem jakie widzenie bo nie otwieram oka.

2 DZIEŃ PO OPERACJI
Próbuję otworzyć oko. Mega mgła i ukłucia jakby coś mi się wbijało w rogówkę. Do tego ogromne artefakty, rozszczepienie światła, ogromne korony po spojrzeniu np na zapaloną latarnie. Jestem wściekła, ale cieszę się że już tak nie boli. Dziwne widzenie obuoczne, mam wrażenie jakiegoś oczopląsu. Czuję że pierścień w oku wymusza centralne ustawienie źrenicy, oko mi już nie zezuje na boki. Odsłaniamy trochę okna, nie jest już tak źle, idziemy nawet wieczorem do Tesco po Studentską i Stocka. Ochroniarz przynosi nam zapasy z zaplecza, wyglądamy jakbyśmy nigdy czekolady nie widzieli. Po drodze przyglądam się dziwnemu światu, który teraz widzę. Zaskoczona odkrywam że widzę napis TESCO mimo artefaktów i kilkunastu obręczy świetlnych. Mąż się cieszy i obdzwania wszystkich świętych że widzę. Ja cieszę się mniej, to nie jest nawet dostateczna wizja, ale mimo wszystko jest. Nie wiem czy się śmiać czy płakać ale wstępuje we mnie nadzieja. Jest zimno i to przynosi ogromną ulgę oku, jakby ktoś mi je trochę znieczulił. Mąż upiera się że jutro idziemy do kościoła. Niechętnie, ale się zgadzam bardziej z ciekawość wizji dziennej niż z obowiązku. Zasypiamy w dobrych nastrojach.

3 DZIEŃ PO OPERACJI
No to idziemy. Do wyboru "aż" dwie msze: o 10.00 i 18.00. Szaleństwo... Rano kiepsko ze wstaniem, oko pobolewa, ale nie ma tragedii, silne uczucie ciała obcego w oku, porównywalne z założeniem twardej soczewki, pod którą jest bąbel powietrza. Usiłuję z tym walczyć i litrami leję krople nawilżające do oka. Przezornie zabieram ciemne okulary ale wstydzę sie je założyć bo jest bardzo pochmurno i pada. Błąd, i to ogromny. Męczę się jak diabli, mąż mnie opieprza że obcy kraj, nikt mnie nie zna i co ja się przejmuję. Jedziemy dwoma autobusami. Masakra, gdybym wiedziała to bym się uparła na siedzenie w pokoju. Ale ok. Będzie nowe doświadczenie. Leje deszcz. Wysiadamy na jakimś przystanku na skarpie. Trzeba zejść na dół uliczką o pochyleniu 50 stopni. Idę i trzymam się muru. Bardzo dziwne odczucia wizualne, nie jestem w stanie określić odległości i klapię butami. Ale idę sama. Widzę że mąż jest przede mną. Zatrzymuję się i oglądam się za napisami. Jakaś obsesja chyba... No ok jest hotel Ambasador. O kurde widze napis za dnia bez ciemnych okularów! No dobra, jest wielki, ale wcześniej nie byłam w stanie go dostrzec. Widzenie jakieś takie lunetowe czy coś. Widzę kilka obręczy i boli mnie łeb. Gdy dochodzimy do kościoła muszę zamknąć oczy bo nie wyrabiam. W kościele pustki, zupełny szok dla Polaka. Mąż znika na parę minut bo chce pogadać z księdzem. Jestem przyzwyczajona, zawsze lubił sobie z nimi pogadać. Cierpliwie czekam. Myślę że jeszcze 10 minut czasu i na pewno zaraz będzie więcej ludzi. Ha, nic z tego! Msza się zaczyna, ja nie otwieram oczu bo zaraz łzy lecą. Część rozumiem, modlitwy podobnie brzmią ale więcej się siedzi. Fajnie, wcale nie mam ochoty stać, jestem zmęczona. Kazanie... Coś o adwencie. No ok. To już z górki. Nie chcę denerwować męża że chcę wyjść i zaszyć się w ciemnym pokoju. Wierzę w Boga... Modlitwa powszechna... Zaraz, co ten ksiądz mowi?! Wyraźnie słyszałam przecież: "za zdrowie Magdaleny, ciebie prosimy...". Mąż się nachyla do mnie i mówi: "słyszałaś?" Śmieję się i nie mogę się doczekać kiedy koniec. Gdy wychodzimy z kościoła natychmiast zakładam ciemne okulary. Boże co za ulga ... Już mnie wali że się ludzie gapią. Teraz mogę sobie trochę pooglądać wszystko. Widzenie samym lewym okiem bardzo kiepskie ale wyłaniają się konkretne kształty. Widzę że stoi człowiek, że na rzece są kaczki - to nie jest już bezkształtna masa nie wiadomo czego. Zaczynam dostrzegać czy ktoś idzie w moim kierunku czy nie. Kolory są inne, bardziej nasycone. Wracam do pensjonatu z bólem głowy ale zadowolona. Jutro kontrola. 1x pyralgina i 1x ibuprom.

4 DZIEŃ PO OPERACJI
Nerwówka. Co powiedzą. Bada mnie młoda lekarka Lenka Bohuslavova. Ogląda w lampie szczelinowej, dosyć długo, pyta o samopoczucie. Opowiadam, że bardzo bolało, że widzę pierścień, że artefakty, że efekt halo jak UFO i ogólnie do dupy. Słucha cierpliwie i każe usiąść do czytania. No niestety tym okiem nie jestem w stanie przeczytać niczego co mi pokazuje. Zmieniamy perspektywę. Odsłania prawe oko i każe czytać obuocznie. Niespodzianka - coś tam daje radę. Teraz czas na rozmowę.
Wszystko jest ok, tak ma być, to dopiero kilka dni ale widać że coś drgnęło. Mam się uzbroić w cierpliwość. Proponuje już zabieg na prawe oko, mam tylko powiedzieć kiedy. Wcześniej ustaliłam z mężem że na wiosnę, może w maju. Kiwa głową, rozumie że chcę najpierw efektów w lewym oku. Tłumaczy, że oko lewe jest nieużywane przeze mnie od 2 lat i musi się "włączyć". Mózg nauczy się ignorować widziane przeze mnie artefakty i ring. "No mam nadzieję" - odpowiadam trochę bezczelnie. Wizyta bez kosztów, w ramach zabiegu. Na odchodne słyszę że koniecznie kontrola u okulisty w Polsce na co mąż wybucha śmiechem i zaraz przeprasza. Mówię że z tym w Polsce kiepsko. "No to niech chociaż te same krople pani zapiszą", podkreśla że okulista powinien takie rzeczy wiedzieć. Tjaaaa... Ustalamy, że gdyby coś się działo to olewam polskich "specjalistów" i przyjeżdżam, ale wszystko wygląda bardzo ładnie i będzie dobrze. Krople mam używać miesiąc, 5x dziennie. Mam się zgłosić gdy będę chciała robić drugie oko i zbyt długo nie zwlekać. Zostajemy jeszcze na noc w Karlovych Varach.

5 DZIEŃ PO OPERACJI
Wyjeżdżam z lekką nostalgią. Żałuję że tu nie mieszkam... 5h spędzamy na dworcu w Pradze czekając na PolskiegoBusa. Oglądam na necie kanał Remigiusza Maciaszka i zazdrośnie śledzę postępy w Wiedźminie i Tomb Raiderze. Nie mogę się doczekać kiedy odpalę konsolę w domu. Mąż zauważa że inaczej trzymam tablet, trochę dalej od oczu, ale szału nie ma. Na ławce za nami siedzą Ruskie i się z nas nabijają że mamy Szajsungi. Olewamy ich. Wifi co chwilę rwie mi połączenie, wkurzam się i odpalam Doodle Jumpa. Czy to gra się tak zmieniła czy jednak ja inaczej widzę? Mimo rozjechanego obrazu widzę skaczącego ludka. Drogę do Polski praktycznie przesypiam: wyjazd z Pragi o 23.55, na miejscu jesteśmy o 10.40.
_____________________________________________________________________________________
Koszty związane z pobytem w Czechach:
dojazd PolskimBusem z Bydgoszczy do Pragi 20 zł w jedną stronę/os (bilety trzeba kupować z conajmniej miesięcznym wyprzedzeniem, koszt dzień przed podróżą wynosi już 180/os).
dojazd z Pragi do Karlove Vary 40 zł/os (Student Agency) -komfort jazdy na najwyższym poziomie, PolskiBus może im buty lizać
pensjonat 46 za noc/os (hotele od 200 zl/noc/osobę - baaardzo drogo)
obiady (zupa + drugie danie i coś do picia -herbata lub coś ala kompot), średnio 25 zł za obiad
kolacje i śniadania robiliśmy sami, mieliśmy puszki, a ja miałam swoje jedzenie vege, kupiliśmy tylko bułki i 3x Kofolę do picia, mąż kilka razy pił piwo i kupił 2 serki czeskie i kilka plasterków salami - ogólnie może z 60 zł poszło na to wszystko
_____________________________________________________________________________________
Najwięcej wydaliśmy na słodycze i alkohol, które przywieźliśmy do Polski na prezenty świąteczne - wydatki kompletnie poza koniecznymi, więc je pominę.


6 DZIEŃ PO OPERACJI
Wreszcie w domu. Czuję się trochę jak nie u siebie, wszystko tak dziwnie wygląda ... Wieczorem odprowadzam ojca na przystanek i przyglądam się niby znanej okolicy. Lampy wyglądają dziwnie: w centrum widzę lampę i ogromny pierścień wokół niej. Cieszę się że nie jest to już ogromna kula ognia i ma realniejszy kształt. Dzwonię do okulisty. Oczywiście ani w tym ani w przyszłym roku już mnie nie przyjmą. "No chyba że prywatnie..." - dodaje pani rejestratorka. Zgadzam się bo nie mam wyboru. Oczywiście prywatnie wizyta już jutro, 130 zł. K... mać, co za kraj!

7 DZIEŃ PO OPERACJI
Klnę od rana bo wg mojego mniemania już powinno mi się poprawić. Dzisiaj wizyta u polskiego okulisty, tego który 2 lata temu rozpoznał stożek. Do innego bym nie poszła, ten mnie zna. Pan wita mnie słowami: no i co, jest pani już po tym przeszczepie? Uświadamiam gościa, że oczekiwanie w kolejce wynosi dla mnie 5 lat bo znajduję się w tej najgorszej grupie oczekujących. Robi wielkie oczy, bardzo zdziwiony tak odległym terminem i każe usiąść na fotel, a ja zastanawiam się w jakim on świecie żyje, przecież nie ma u niego terminu ani w tym ani w przyszłym roku. Chwilę ogląda oko bardzo zaciekawiony, po czym pyta mojego męża: chce pan zobaczyć? Mąż szybko korzysta zanim się rozmyśli. Oglądają długo aż mnie wkurzają bo walą mi światłem po oczach. Wreszcie słyszę, że pierwszy raz coś takiego widzi i pyta czy to nie będzie przeciwskazaniem do przeszczepu. Chociaż szczery, nie udaje że się zna i dopytuje nas. Tłumaczymy, że właśnie z powodu długiego oczekiwania na ten przeszczep postanowiliśmy zrobić coś alternatywnego co ma zapobiec przeszczepowi. Ring można w każdej chwili wyjąć i wtedy robić przeszczep. W międzyczasie wchodzi na net i pobieżnie czyta o MyoRingu i crossie. Każe mi usiąść do maszyn i tu niespodzianka: maszyny nie są w stanie określić wady wzroku ani zmierzyć ciśnienia. Trochę zaintrygowany tym stanem rzeczy bada mi ciśnienie palpitacyjnie mrucząc pod nosem że tak to on sobie może, że przecież ma najnowsze maszyny ... Mąż wtrąca że komisje w ZUSie będą teraz ciekawie wyglądały. Chwilę się śmiejemy wszyscy, a potem porywamy się na próbę czytania. Doktor nie może dać korekcji bo nie wie jaką. Wkłada tylko jakiś cylinder. Coś tam czytam. Jestem wkurzona, bo nie odczuwam żadnej poprawy na co lekarz nieśmiało wtrąca że czytam 20% samym cylindrem podczas gdy ostatnio po korekcji było 10%. Zamykam się ale w duchu dalej myślę że gówno widzę. Pytam czy ta cholerna mgła zniknie i czy będzie dobrze. Rozkłada ręce i mówi że nie wie i zaleca pojechać w nowym roku do Czech na kontrolę. Takiego wała- myślę sobie. Mówili że tylko gdy coś się będzie działo, a tak to po prostu czekać. Bez słowa sprzeciwu wypisuje 2 recepty na tobradex. Proponuje mi termin kolejnej wizyty na NFZ na luty - chyba go zaintrygowałam bo nagle termin się znalazł. Wracamy do domu. Zaliczam gonga w autobusie bo źle oceniam odległość od rury. W domu serfuję po necie szukając info kiedy mi się poprawi oraz zadręczając mailami forumowicza Ptaszka.
 
 
Yo87 

Rok wykrycia SR: 2012
Dołączył: 06 Sie 2015
Posty: 41
Skąd: Bobrowniki/Braintree
Wysłany: Pią Gru 04, 2015 4:16 pm   

Wielkie dzieki za szczegolowy opis(miejscami moze, az za bardzo :grin: ). 11.01.16 jade na konsultacje w sprawie MyOring do tworcy tej metody. Problem jest taki, ze moje widzenie jest znosne w okularach(bez 50% i 70%)i troche boje sie ryzyka(kazdy zabieg sie z tym wiaze). Obecnie mieszkam w Wielkiej Brytanii i wizyty mam regularnie co 6 miesiecy, za soczewki place 115 funtow(komplet z doborem i rocznym okresem poprawek), a w razie czego CXL za darmo... Porownujac z Polska to przepasc... Jak obecnie wyglada u Ciebie sytuacja?
_________________
Zycie jest jak transwestyta. Wszystko pięknie, ładnie a tu c%&!...
 
 
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Pią Gru 04, 2015 7:29 pm   

Tu Polska właśnie ... Szkoda słów, myślę o zmianie obywatelstwa :mrgreen:
Codziennie widzę inaczej. Obraz w tym oku jest za mega mgłą i zastanawiam się czy to po crossie. Jedyne co już dostrzegłam to całkowite, natychmiastowe scentrowanie obrazu. Już nie ma 12 księżyców, 10 lamp, ale wszystko jest baaardzo niewyraźne. Przed zabiegiem byłam w stanie coś przeczytać z ok 5 cm, teraz w ogóle nie mogę. Nie pomaga też mrużenie czy dociskanie oka. Tak jakby oko nie potrafiło w ogóle złapać ostrości. Nie razi mnie już tak światło. Obuoczne widzenie jest inne i niby lepsze ale ostro zaburzone.
Muszę czekać. Powiedzieli, że po miesiącu będzie jeszcze inaczej, a po dwóch już powinna być zauważalna poprawa. Na razie jest za wcześnie żeby cokolwiek oceniać.
Po zabiegu trzeba uważać przy myciu żeby woda nie dostała się do oka i lepiej nie psikać. Trochę się podziębiłam i gdy psiknęłam to myślałam że oko mi wypadnie i poczułam ostre szarpnięcie, ból niesamowity.
 
 
ptaszeek

Rok wykrycia SR: 2007
Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 189
Wysłany: Pią Gru 04, 2015 9:52 pm   

Dynia napisał/a:
Tu Polska właśnie ... Szkoda słów, myślę o zmianie obywatelstwa :mrgreen:
Codziennie widzę inaczej. Obraz w tym oku jest za mega mgłą i zastanawiam się czy to po crossie. Jedyne co już dostrzegłam to całkowite, natychmiastowe scentrowanie obrazu. Już nie ma 12 księżyców, 10 lamp, ale wszystko jest baaardzo niewyraźne. Przed zabiegiem byłam w stanie coś przeczytać z ok 5 cm, teraz w ogóle nie mogę. Nie pomaga też mrużenie czy dociskanie oka. Tak jakby oko nie potrafiło w ogóle złapać ostrości. Nie razi mnie już tak światło. Obuoczne widzenie jest inne i niby lepsze ale ostro zaburzone.
Muszę czekać. Powiedzieli, że po miesiącu będzie jeszcze inaczej, a po dwóch już powinna być zauważalna poprawa. Na razie jest za wcześnie żeby cokolwiek oceniać.
Po zabiegu trzeba uważać przy myciu żeby woda nie dostała się do oka i lepiej nie psikać. Trochę się podziębiłam i gdy psiknęłam to myślałam że oko mi wypadnie i poczułam ostre szarpnięcie, ból niesamowity.


Dokladnie nic tam nie dociskaj oka, ani nic.
Masz pewnie obrzeknieta rogowke po zabiegach stad mgla,,,

Spokojnie, daj temu czas, zaleczy sie.
 
 
 
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Śro Gru 09, 2015 10:10 pm   

Jutro miną 2 tyg od zabiegów. Dzisiaj jest masakrycznie, mgła tak ogromna że nic prawie przez nią nie widać. Po każdorazowym zakropleniu oka Tobradexem szczypie jak diabli. Nie mogę się doczekać kiedy odstawię te krople. Być może one powodują także zaburzenia w widzeniu. Stosuję je 5 x dziennie, to chyba dużo. Jeszcze 3 tygodnie. Dzisiaj może też sporo przegięłam bo piekłam pół dnia pierniki, sprzątałam i myłam okna. Po całym dniu wieczorami, codziennie mam uczucie ciała obcego w oku. Oko też piecze i jest koszmarnie suche. Jeśli przy twardych soczewkach zakroplenie przynosi natychmiastową ulgę tak obecnie to w ogóle nie działa. Oby to wszystko było warte swojej ceny. Ciągle liczę że jednak mi się poprawi i zejdzie mgła. Będę pisać czy są postępy.
 
 
Sandman 

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 20 Lis 2013
Posty: 164
Wysłany: Nie Gru 13, 2015 9:50 pm   

Cześć, wielkie dzięki za szczegółowe opisy:) Mgłą się nie przejmuj bo jest ona efektem crossa i będzie utrzymywała się przez kilka miesięcy po czym zacznie schodzić, aż zejdzie prawie całkowicie - ja tak miałem.
 
 
AdiK 

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 18 Kwi 2014
Posty: 39
Skąd: Katowice
Wysłany: Wto Gru 22, 2015 10:08 am   

Fajnie ,że opisałaś nową metodę .... malkontenstwo i narzekanie na brak kasy bym sobie darował ale to to takie polskie...

Nie rozumiem dlaczego rodacy lubią taką wiochę robić.... I fajnie ,że powstrzymała się Pani od uświadamiania doktora jak jest w PL bo nie wszyscy tutaj narzekamy ...

A 5-8 tysiaków to nie jest majątek... Ludzie płacą za swoje zabiegi , operacje w setkach tysięcy...

Pewnie dlatego Czesi do dziś uważają ,że autostrad nie mamy... (o dziwo to dość powszechne przekonanie bo Polak biedak zawsze na wstępie mówi jak mu źle...)

W krajach porównywalnych do naszego na wizyty i zabiegi również trzeba oczekiwać i również nie są za darmo...

Ale mimo formy informacje bardzo przydatne.... Dzięki i życzę powrotu do zdrowia...

I kasy ....słowo drogie wymieniłaś z tysiąc razy... :lol:

Ps co do Tobradexem też miałem podobnie po zmianie kropli na inne było sporo lepiej ...
 
 
Dynia

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 408
Skąd: Polska
Wysłany: Wto Gru 22, 2015 3:19 pm   

Niestety nie mam już możliwości modyfikacji postu, co chętnie bym zrobiła. Koszty podałam ponieważ pomyślałam że dla osób bez dochodów wydanie 1300zl na podróż w jedną stronę a 40 zł to kolosalna różnica, podobnie z hotelem. Ale ok, może to skrzywienie zawodowe, niepotrzebnie się tak rozpisałam, bo chciałam żeby było dokładnie, łącznie z odczuciami. Od teraz koniec z podawaniem szczegółow na forum. Nie wiem jak was ale mnie wkurzały relacje ludzi po zabiegach typu: jest ok, wszystko u mnie dobrze - chciałam szczegółow, wiedzieć czy boli, jak przebiega procedura i ile trzeba na to kasy i czy jest lepiej. Teraz wiem czemu te osoby milkną na forum a odzywają się na PW. Szczerość nie popłaca, a myślałam że na forum można takim być. Żałuję że wysmażyłam tego pooperacyjnego posta.
P.S. To nie jest nowa metoda, ma trochę ponad 7 lat.
 
 
ptaszeek

Rok wykrycia SR: 2007
Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 189
Wysłany: Wto Gru 22, 2015 6:51 pm   

Dynia tak mi przyszlo do glowy.
Generlanie metoda CISIS z CXL jest tez bez nablonka, ale ze jest podawana bezposrednio do kieszeni oka, jest skuteczniejsza nawet niz ze sciaganiem nablonka.
 
 
 
AdiK 

Rok wykrycia SR: 2013
Dołączył: 18 Kwi 2014
Posty: 39
Skąd: Katowice
Wysłany: Pią Gru 25, 2015 11:21 am   

Mnie też irytuje gdy po zabiegu czytam ,że wszystko jest ok....

Ale gdy czytam ,że :...mój mąż kupił 2 piwa , plasterek serka ,dmuchnął w nosek ,a do wybory były tylko 2 msze to nie wiem czym chciałaś pomóc i kogo to potencjalnie może interesować.

Medycznie bez znaczenia fakty;-p

Co nie oznacza ,że musisz się obrazić ;-p

Zwyczajnie w nadmiarze tych wszystkich info trudniej wyłapać co ważne...
 
 
GSR 

Rok wykrycia SR: 2001
Dołączył: 02 Lut 2015
Posty: 361
Wysłany: Nie Sty 10, 2016 11:01 pm   

Laske pojechaliscie i juz nic nie pisze:-(
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do: